Metallica naj... wg Larsa Ulricha (24 września 2020)

Na stronie Vulture jeszcze we wrześniu pojawił się wpis z rozmową (znów telefoniczną) pałkera Metalliki. Ulrich podzielił się z Vulture własną interpretacją twórczego katalogu Metalliki, S&M2 oraz tym, po czym poznać dobrego rockowego perkusistę. 

Dla jasności: wywiad został skrócony i zredagowany przez autora.  

Musicie przyznać Larsowi Ulrichowi jedno: nigdy nie można mu zarzucić, że nie żyje w zgodzie z własnymi przekonaniami. Staram się Wam przekazać w tej chwili prawdę – mówi przez telefon perkusista i współzałożyciel Metalliki. Przez lata podkreślałem, że poglądy mogą się po drodze zmieniać. Na przykład czasami jestem pytany: „Hej, pamiętasz, jak to powiedziałeś w 1998 roku?” A ja odpowiadam: „Naprawdę? Ja to powiedziałem? Dobra, w porządku, przyznaję, ale zastrzegam sobie prawo do zmiany stanowiska po latach”.

 

 Tekst: Brady Gerber / Tłumaczenie: Marios

Lars jest całkiem dobrą osobistością do tego, by spróbować dokonać aktualnej oceny, jeśli chodzi o prawdę na temat takiego bardzo znanego zespołu (Np. nadal ma wyjebane na zewnętrzne opinie i odczucia co do brzmienia werbla na St. Anger). Najnowsze, sierpniowe wydawnictwo pt. S&M2, obejmuje dwa występy z września ubiegłego roku u boku orkiestry symfonicznej. 20 lat po oryginalnym S&M legenda metalu znów połączyła siły z Orkiestrą Symfoniczną San Francisco, aby zaprezentować swoje utwory w czasie otwarcia Chase Center w swoim mieście. Podczas gdy na S&M odważono się połączyć muzyków metalowych z klasycznymi, S&M2 - będący ostatnimi koncertami Metalliki, zanim gitarzysta, wokalista i współzałożyciel James Hetfield postanowił wrócić na odwyk – postanowił zarzucić sieci nieco głębiej.

Perkusista zdał sobie sprawę z tego, że wielu młodych muzyków symfonicznych dorastało na Metallice: W czasie „S&M” mieliśmy lekko ponad po trzydzieści i zdecydowanie byliśmy najmłodszymi ludźmi na scenie – mówi Lars. Teraz członkowie Metalliki są grubo po pięćdziesiątce i czują się bardziej komfortowo, są bardziej pewni siebie w tego typu przygodach. Nie jesteśmy już tymi najmłodszymi na scenie.

Wspomnieliśmy o dwóch przygodach z orkiestrą symfoniczną, więc na początek Najbardziej klasycznie napisany utwór Metalliki:

Ile mamy instrumentalnych kompozycji w katalogu? Trzy? Cztery? The Call Of Ktulu, To Live is to Die, Orion i Suicide And Redemption. Nie wiem, czy uda mi się wyjść poza te cztery propozycje. Uważam, że Ktulu prawdopodobnie zawiera najwięcej elementów orkiestrowych. Myślę, że wszyscy wskażą podobnie. Te cztery numery są najbliżej czegokolwiek, co można nazwać muzyką klasyczną. Bardziej niż Enter Sandman, czy Sad But True, czyli klasyków muzyki metalowej. Wydaje mi się, że niektóre nasze utwory mają jaśniejsze bądź ciemniejsze odcienie klasyczności.

Nasz debiutancki album został w zasadzie napisany przez Jamesa i mnie. W drugim Kirk i Cliff dołożyli swoje niesamowite pomysły i zupełnie nowe podejście do komponowania, zwłaszcza Cliff. Burton był znacznie lepiej wyszkolony w temacie muzyki klasycznej, niż James i ja, to na pewno. Siedział i rozmawiał o Bachu. Od czasu do czasu słyszałem, jak członkowie Deep Purple rozmawiali o Bachu, ale tak naprawdę nie wiedziałem zbyt wiele o świecie muzyki poważnej. Mój nierockowy świat dotyczył bardziej jazzu. Wiecie, znacznie lepiej znałem Dextera Gordona, Ornette’a Colemana, Sonny’ego Rollinsa i Milesa Daviesa.

Deep Purple, Black Sabbath, Led Zeppelin, Iron Maiden – wiele z tych kapel wyruszyło w klasyczne przygody. Wszyscy oni mieli w dorobku jakieś instrumentalne utwory. Sądzę, że tylko niektóre nasze kompozycje bardziej pasowały na rzeczy bez wokalu, bez lirycznego podejścia, do czegoś na zasadzie nastrojowości, w czym koloru dodawały przeróżne melodie. Ale nie przypominam sobie, żebyśmy w tamtym momencie siedzieli i gadali coś w stylu: Patrzcie na nas. Wkraczamy w świat muzyki klasycznej. To było bardziej na zasadzie: Możemy spróbować muzyki instrumentalnej.

Najtrudniejszy utwór w S&M2 do przetłumaczenia na muzykę symfoniczną:

Jednym z kryteriów wyboru utworów, właściwie głównym czynnikiem było to, że numery mogły być przełożone na potrzeby współgrania, że można by je było ozdobić aranżacją Michaela Kamena przy jedynce i Michaela Tilsona Thomasa teraz. Myślę, że to klasyczne pytanie z cyklu „jajko czy kura”. Jeśli utwór nie działał w symfonicznym aranżu, to się nie upieraliśmy, by go zostawiać.

Są pewne utwory, które nie załapały się ani na S&M ani na S&M2 – np. Creeping Death, albo Fade to Black. Było też kilka propozycji, które próbowaliśmy wziąć z S&M i wykorzystać przy okazji S&M2, ale naszym zdaniem nie przetrwały one próby czasu i nie sprawdziłyby się na S&M2. Kura lub jajko po prostu. Nie staraliśmy się niczego robić na siłę, czy specjalnie wmuszać coś w setlistę. Patrzyliśmy na spis utworów, myśleliśmy o nich i nie było niczego takiego, że: Kurwa, koniecznie musimy to zrobić. Wszystko poszło bezboleśnie, a to co nie chciało, wyrzucaliśmy. I oczywiście po numerach, które po drodze odrzucasz, masz tendencję do zapominania o czerpaniu radości z projektu.

Najbardziej wymagający dla perkusistów utwór Metalliki:

To musimy krążyć wokół Puppets albo Justice. W tamtych czasach naprawdę interesowałem się tym, jak eksperymentowaniem ubarwić utwory przy pomocy zwariowanych dźwięków perkusyjnych: wiesz, zwariowane przejścia, szalenie dziwne łamańce czasowe i wszelkiego rodzaju tych superpobocznych rzeczy. Wydaje mi się, że najbardziej maniakalnym numerem tego typu byłby chyba coś z …And Justice For All: Blackened albo The Frayed Ends Of Sanity.

Frayed nigdy wcześniej nie graliśmy na koncertach, bo było to po prostu szalone przedsięwzięcie. Ale parę lat temu zrobiliśmy trasę By Request i na każdym koncercie graliśmy 18 utworów, które wybrali fani. I w Helsinkach fani zagłosowali na Frayed Ends of Sanity. Mielismy jakieś dwa tygodnie na to, żeby nauczyć się tego numeru. Siedzisz 20 lat później z połączeniem rozbawienia i przerażenia na twarzy i pytasz: O czym my, kurwa, myśleliśmy?, komentując sposób napisania tego utworu. Nie wiedzieliśmy nic o metrum, nie wiedzieliśmy nic o tym, jak to policzyć. Po prostu takie fragmenty bębnów nam wtedy pasowały. Niektóre elementy zmuszały do ruszenia głową, są prawie matematyczne.

Uważam, że w Metallice były dwie fazy podejścia do bębnów. Pierwsza z nich to cztery pierwsze albumy, gdzie byłem bardzo zainteresowany tym, by bębnieniem ubarwiać te utwory, żeby to perkusja była głównym instrumentem w nagraniu, była agresywna i miała te szalone wzory na metrum. Ale później stwierdziliśmy, że chyba poszliśmy z tym za daleko i od 1991 roku chodziło o to, by stworzyć jakiś rytm, dodać trochę swingu, równomierności i tego typu elementów, starając się w ten sposób wspomagać riff, zamiast bębnieniem tworzyć schemat dla riffu, więc było to inne podejście. Przez ostatnie 20 lat bardziej interesowało mnie zachowanie równowagi i próba stworzenia sposobu, który nazwałbym „powietrznym bębnieniem”.

Dwóch najbardziej niedocenionych pałkerów w historii rocka to Charlie Watts z The Rolling Stones i Phil Rudd z AC/DC. Ilość swingu i równowagi, które każdy z nich wnosi do kompozycji, gdy słyszysz Stonesów albo AC/DC jest całkowicie niedoceniona i niedostrzeżona. A jeśli chodzi o to „bębnienie w powietrzu”, wiesz, bębnienie nie bębniąc, to są to niesamowite momenty u tych gości. A Elvin Jones i Lenny White są pierwszymi ze świata jazzu, którzy w tym momencie przychodzą mi na myśl. Ale również Jimmy Cobb, który grał na Kind of Blue Milesa Daviesa. Problem z perkusistami jazzowymi polega na tym, że są zdani na łaskę tego, o co się ich prosi, co czasami jest trudne do przyjęcia. Nie można nie doceniać gości z big-bandów jazzowych.

Jeszcze innym pałkerem, którego umieściłbym na mojej liście niedocenionych to pierwszy pałker Iron Miaden. Nazywał się Clive Burr. Na pierwszych trzech albumach Ironów Clive bębnił w bardzo prosty sposób. Czasami tylko robił te całkiem proste przejścia na werblu, ale całość oparta była o „bębny powietrzne”. Wiesz, słuchasz numeru i nagle pojawia się ten superefektowny, ale naprawdę prosty werbel. Był mistrzem takich zagrywek. Uważam, że przez ostatnie dwie dekady bardziej interesował mnie ten prostszy styl grania na bębnach. Cały ten szlam z lat 80., te gadki o tym „kto jest najlepszym perkusistą”, „kto jest najbardziej technicznie uzdolnionym pałkerem”, gdzie siedziałeś tam, i mierzyłeś długość swojego chuja – zrezygnowałem z tego dawno temu. Po prostu bardziej interesuje mnie to, żeby kompozycje dobrze brzmiały. 

Utwór Metalliki, którego nigdy więcej nie masz ochoty słuchać:

Na Justice jest numer pt. Eye of the Beholder. Gdziekolwiek go słyszę, brzmi on trochę jak – nie chcę być posądzony o brak szacunku – ale brzmi na trochę wymuszony. Brzmi, jakbyś chciał wcisnąć kwadratowy klocek w okrągły otwór. Wygląda na to, że kompozycja ma dwa różne tempa. Wstęp i zwrotki to takie trochę 4/4, a potem nadciągają refreny w tempie walca. Dosłownie brzmi to jak dwa różne światy, które spotykają się ze sobą. Dla mnie brzmi to bardzo niezręcznie. Nie jestem wielkim fanem tego numeru.

Konkluzja jest taka, że wg. mnie w każdej chwili robiliśmy wszystko co w naszej mocy. Oczywiście czasami zdarza się, że siadasz i pytasz: Co?; albo: Mogło być lepiej, czy też: Dobra, przesadziliśmy lub: Jest to trochę za proste, za łatwe, no i jest też: Za bardzo pokomplikowaliśmy. Mnóstwo jest takich refleksji. Ale wracamy do tego, że przeszłość jest przeszłością i nie spędzam w niej zbyt dużo czasu i tak naprawdę niewiele mogę z tymi wątpliwościami zrobić i szczerze mówiąc, nie słucham tych rzeczy. Nie słucham za dużo Metalliki. Po części dlatego, że jestem zbyt analityczny jeśli idzie o szczegóły. W zasadzie to prawie niemożliwe, żebym słuchał jakiegoś utworu Metalliki bez pytań o dźwięk, miks, brzmienie gitar, za głośne wokale, za bardzo dudniący bas, etc. To się staje jak szkolenie z analizy. Ale tak to jest, gdy masz swój ulubiony zespół. Gdy słucham Rage Against the Machine, to sobie odpuszczam, ale kiedy pojawia się Metallica, zaraz wyskakuję z: Że co?

Fragment filmu Some Kind of Monster przy którym żałujesz, że scena nie została usunięta:

Podstawową składową różnego rodzaju współpracy jest zaufanie, określenie momentu, kiedy zaufasz ludziom, z którymi pracujesz. W pewnym sensie uczysz się w ten sposób wycofywać. Zaufaliśmy Joe Berlingerowi i Bruce’owi Sinofskyemu, którzy to reżyserowali. Były momenty trudne do oglądania, ale były też chwile z cyklu: Ej, czy to aby nie jest zbyt odważne? Ale ufaliśmy ich przeczuciom. Ani zespól, ani managment, ani nikt inny nie rzucali czymś w rodzaju: Wiesz co wydarzyło się we wtorek? Upewnij się, że nikt tego nie zobaczył i spal te taśmy. Czegoś takiego nie było. Utknęliśmy w takiej a nie innej sytuacji i jestem dumny z faktu, że zrobiliśmy film.

 Ulubiony utwór Metalliki dla twoich synów:

Nie wiem, czy coś takiego kiedykolwiek się wydarzy. Chyba nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie! Wydaje mi się, że lubili grać w naszą wersję Guitar Hero. Kiedy to było? Dziesięć lat temu? Lubili w to grać. Było kilka utworów, przy których reagowali podobnie. Chyba przy Sad But True. Ale określali to jako „chory” – „to chory utwór”.

Najbardziej niedoceniony album Metalliki:

Warto dopytać w tym momencie: Ale przez kogo? (śmiech). Trudno mi oddzielić album od procesu, czasu i miejsca nagrywania. Mnóstwo rzeczy, o których myślę w związku z naszymi krążkami dotyczy tego, przez co przechodziliśmy, gdzie byliśmy, jakie są moje wspomnienia z tamtego czasu… Trudno mi słuchać jakiegoś dziennikarza muzycznego, który rzuca coś w stylu: Ale posłuchaj… Porównaj „…And Justice For All” z „ReLoad”. Nie mogę słuchać tych albumów bez umieszczenia ich na osi czasu. Wiesz, co robiliśmy, gdzie byliśmy, o czym myśleliśmy, jakie były nasze ówczesne sukcesy i porażki.

Może nie najbardziej niedoceniane, ale doceniane najmniej: Load i ReLoad. Uważam, że to całkiem przyzwoite płyty. Kiedy słyszę jakieś utwory z tych krążków, jestem całkiem zadowolony z tego, co słyszę. Chodzi o to, że skoro alkohol po lewej stronie baru smakuje w taki sposób, to patrząc na prawą stronę, fajnie jest mieć taki bar. Nie mam z tym problemu. Rozszerzając odpowiedź, wszystko mi odpowiada, nieważne, w jaki sposób ludzie ocieniają każdą z rzeczy, które zrobiliśmy. Być może St. Anger jest najbardziej polaryzującym przykładem. Niektórzy mieli problem z dźwiękiem, z brutalnością tej płyty. Ale jak już jesteśmy w tym ocenianiu pojedynczym sloganem, to z wszystkimi można tak pojechać: Justice – brak basu; St. Anger – chujowy werbel… Wszystkie te krążki mi się podobają. Jestem dumny z faktu, że wszystkie one reprezentują czas, w którym powstawały, reprezentują tę wizję, tę chwilę. Utrzymywaliśmy tę wizję, chroniliśmy ją i doprowadziliśmy do spełnienia.

Potem 10, czy 20 lat później możesz usiąść i mówić coś w stylu: O czym myśleliśmy?, Dlaczego dokonaliśmy takiego wyboru, i cała masa takich spraw. Ale ogólnie nie spędzam dużo czasu na analizie, O wiele bardziej interesuje mnie i uspokaja (śmiech) następny album i możliwości na przyszłość. Powiedziałbym, że spędzam więcej czasu w przyszłości, co może nawet jest błędem, bo za mało jestem w teraźniejszości i zdecydowanie najmniej w przeszłości. Mam nawet ustandaryzowaną odpowiedź, kiedy ludzie mnie pytają: Jaka jest twoja ulubiona Metallica? Zanim kończą pytanie, odpowiadam: Następna. Jeśli jestem bardziej podekscytowany następnym albumem, jaki jest sens odpowiadać inaczej?

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zakamarki historii: Metallica w tle protestów Parents Music Resource Center

Kirk Hammett wspomina Eddiego Van Halena w "New York Times"

Limitowana Edycja Blackened American Whiskey [rozlew nr 106]